O blogu

Będę tu zamieszczać swoją "rysunkową twórczość", żeby w końcu pochwalić się światu ;) Kiedyś może opublikuję któreś ze swoich opowiadań. Czasem też wtrącę ciekawe wątki mojego życia - głównie komiczne, bo je kocham najbardziej! No to miłego baraszkowania po moim blogu ;)

niedziela, 13 czerwca 2010

Przebudzenie (opowiadanie)

Hej :) W piątek po południu wróciłam do Krakowa i miałam wstawić nowy rysunek z Lee w sobotę, ale przyznaję się, że jeszcze jej nie narysowałam :( i obawiam się, że będę miała na to czas dopiero w poniedziałek.
Tymczasem Kreatywna poradziła mi, bym zamieściła na blogu jedno z moich opowiadań, które bardzo jej się podobało i było prezentem urodzinowym dla Hermesa ^^. Czytajcie i... oceniajcie?
_________________________________


PRZEBUDZENIE

Widziałam tylko czerń. Ale nie taką, jaką widać, gdy zamknie się oczy, gdy idzie się spać. To była taka prawdziwa czerń, nie przepuszczająca żadnego światła. Byłam zupełnie świadoma. Mogłam normalnie myśleć. I pamiętałam przed tym wszystkim tylko to, że było mi bardzo duszno i nie mogłam oddychać. A teraz, gdy znalazłam się w tej czerni, mogę oddychać swobodnie i czuję się naprawdę dobrze. Nie chciałam się z niej wydostawać. Było mi tak dobrze, jakbym po bardzo zapracowanym dniu wreszcie kładła się do łóżka i zasypiała przy otulającej mnie ciemności. I naprawdę wtedy zasypiałam. Było mi dobrze.

I nagle otwarłam oczy widząc łeb Brego, mojego labradora retrievera, liżącego mnie po twarzy. Przyjemna ciemność i wszystkie odczucia z nią związane rozwiały się w chwili. Czułam się, jakby nagle ktoś włączył świat na cały regulator. Ze stanu błogiego brutalnie w nieprzyjemny.

- Au. – jęknęłam ze zdziwieniem.

Coś mnie strasznie zapiekło na policzku i nasilało się coraz bardziej. Później poczułam ból w całym ciele i ciężkie łapy Brego na płucach z trudem łapiących oddech.

- Złaź! – odepchnęłam psa z całej siły, dziwiąc się, że mi jej nie brak.

Podniosłam dłoń do piekącego policzka i spojrzałam na palec. No tak, krew. Pewnie upadając uderzyłam się o coś ostrego. Leżałam jeszcze chwilę, pamiętając poprzednie incydenty z omdleniem. Nie mogłam wstawać od razu, bo zakręcało mi się w głowie. Potem, gdy dochodziłam już do siebie, często zastanawiałam się co by było, gdybym była nieprzytomna trochę dłużej. Czy umarłabym…? Nawet jeśli, to by mnie to wcale nie martwiło. Sam moment omdlenia wspominam jako bardzo przyjemny… Najgorsze zawsze było przebudzenie.

Przebudzenie, gdy najpierw wszystko widzisz i słyszysz w zupełnie innym miejscu, niż się było, a potem zaczyna wracać czucie w palcach i całym ciele, niestety również ból. Pamiętam, jak pierwszy raz zemdlałam w kościele, bo było zbyt duszno. Czułam się dokładnie tak samo, jak teraz. Dla mnie było to ledwie kilka sekund, choć wiedziałam, że na świecie mija o wiele dłużej. Wiedziałam, ale nie zdawałam sobie z tego sprawy… trudno to wytłumaczyć… Ostatnią rzeczą jaką wtedy pamiętałam było klęczenie w ławce i zaraz potem urwał mi się film. Po ledwie pięciu sekundach widziałam, jak jakiś obcy facet wynosi mnie na rękach na zewnątrz i kładzie na schodach. Pierwszym moim pytaniem było: „Co się stało?” Ale nikt mi nie odpowiedział. Zaraz przybiegł mój dziadek, z którym byłam na mszy i zaczął mnie klepać po policzkach. Jęknęłam, bo bolało mnie to tak, jakby mnie chlastał z całej siły. Zapragnęłam zemdleć jeszcze raz i tym razem się nie obudzić.

Otwarłam oczy zaraz przy drzwiach wychodzących na zewnątrz. Od razu skojarzyłam, że wystarczyła odrobina powietrza, bym odzyskała przytomność. Podkreślam, nie świadomość, bo zachowałam ją przez cały czas, tyle że byłam świadoma, co się dzieje wewnątrz mnie, nie na świecie.

Przechyliłam lekko głowę w bok i zobaczyłam otwarte na oścież okno. No tak, Brego już wie, kiedy coś ze mną nie tak. Rodzice zawsze powtarzali mi, że mam słabą krew i powinnam na siebie uważać. Na wszelki wypadek kupili mi nawet tego dzielnego psa, by nade mną czuwał.

Powoli usiadłam na podłodze i otrzepałam się z kurzu. Coś żółtego śmignęło mi przed oczami i ponownie leżałam na podłodze.

- Głupi psie, już mi nic nie jest! – warknęłam rozdrażniona.

Ale gorący języczek liżący mnie po zdrowym policzku złagodził mój gniew. Objęłam psa i zaczęłam go łaskotać.

- Oś, ty! Na ciebie się nie da gniewać, ty…! – roześmiałam się, widząc jego ogon śmigający na prawo i lewo. Humor od razu mi wrócił.

Wreszcie udało mi się ściągnąć go z siebie i wstać. Rozejrzałam się po małym, ciemnym pokoju i teraz naprawdę mi krew zmroziło. Nie pamiętam tego miejsca.

Był tu wzorzysty dywan dominujący w barwach brązu, czerni i poszarzałego beżu. Pokoik był bardzo ciasny, na oko 2 m/ 2 m. Po prawej stronie od okna stały ciemne meble, w tym wysoka i wąska szafa, obok tej samej wysokości szeroka szafa, następnie biurko zawalone pudłami i jeszcze jakieś półki, również zaśmiecone. Pod samym oknem stała niewielka sofka rozkładana. Po lewej stronie w ścianie widniały dwoje drewnianych, zdobionych na staro drzwi, zakurzonych, jakby nie były otwierane od lat. Niewielką przestrzeń między nimi wypełniały znowu jakieś pudła. Wyjrzałam przez okno. Trawa, trawa i jeszcze raz trawa, ciągnąca się po horyzont.

„Zostałam uprowadzona” – to była pierwsza myśl, jaka przyszła mi do głowy.

Ale to było praktycznie niemożliwe. Mogłabym uciec przez okno – zdaje się, że znajduję się na parterze. Zresztą, Brego jest ze mną. On nie pozwoliłby mnie skrzywdzić. Więc, gdzie się znajdowałam?

Obróciłam się wokół własnej osi i dopadłam do drzwi. Jedne i drugie były zamknięte i okropnie brudne. Jakkolwiek się to dostałam, musiałam to zrobić przez okno, inaczej widać by było ślady startego kurzu na drzwiach.

Skoro dostałam się przez okno, przez nie też się wydostanę. Usiadłam na parapecie i przełożyłam przez nie nogi.

- Nie rób tego. – usłyszałam ostrzeżenie.

Odwróciłam gwałtownie głowę w stronę tajemniczego pokoju, ale nie zobaczyłam nikogo oprócz skomlącego Brego.

- Kto tu jest? – spytałam nieco roztrzęsionym głosem. – Pokaż się!

- Jestem tu. Obok ciebie. – usłyszałam znowu.

- Obok mnie nikogo nie ma! – odparłam.

Poczułam jak coś łaskocze mnie w rękę. Odwróciłam głowę i wskoczyłam do pokoju z wrzaskiem.

- Aaa! Pająk! Złaź, złaź!

Od dziecka miałam uraz do pająków. A zwłaszcza tych dużych i czarnych i z długimi odnóżami. Takich, jak ten.

W końcu udało mi się strzepnąć pająka z ręki i cała jeszcze podrygując z obrzydzenia uciekłam pod okno.

- To bolało! – pająk zaczął dreptać niewiarygodnie szybko ku mnie.

- Trzymaj się ode mnie z daleka, ty mały, włochaty…

Teraz uświadomiłam sobie, że gadam z pająkiem. Chyba poprzewracało mi się w głowie od tego upadku. Zamilkłam, usiadłam z powrotem na parapecie i przełożyłam przez niego nogi.

- Nie skacz! – wrzasnęło jedno z tekturowych pudeł między drzwiami.

Zaraz zaczęło się ruszać, a raczej podskakiwać, aż przewróciło się na bok i po pokoju rozsypało się pierze.

- Ta trawa to iluzja! – zaskrzeczała kura, która wyłoniła się z pudła.

„Ja chyba upadłam na głowę.” – pomyślałam, wpatrując się z mało inteligentnym wyrazem twarzy to w kurę, to w pająka.

- Czy ktoś może mi powiedzieć, co się dzieje?! – krzyknęłam już naprawdę przestraszona.

- Cii, nie bój się, wydostaniemy się stąd… - zaczął pająk, zbliżając się do mnie, ale kura mu przerwała.

- Precz, ty pajęczy stworku! Jeszcze ją bardziej przestraszysz! – po czym zwróciła się do mnie. – Cała ta trawa to iluzja. Jeśli skoczysz, zamieni się w ogromną przestrzeń i będziesz spadać bez końca.

- Ale… wy…

- Tak, mówimy. – dokończyła za mnie kura. – Nie zawsze byliśmy zwierzętami.

- Nie martw się… - wtrącił pająk. – Wszystko ci wyjaśnimy, tylko odejdź od okna.

- Nie wierzę wam! – zerwałam się. – Chcecie, żebym tu została na zawsze! Brego!

Zawołałam na psa i zsunęłam się z parapetu po jego zewnętrznej stronie. Byłam przekonana, że od razu stanę na twardym gruncie, ale kusząco zieloniutka trawa zaczęła wirować i zmieniła się w bezkresną otchłań mgły, przez którą nic nie mogło się przebić. Zaczęłam spadać i nagle coś miękkiego oplotło się wokół mojej ręki. Poczułam szarpnięcie w okolicy pępka i natychmiast się zatrzymałam. Spojrzałam na swoją dłoń i zobaczyłam pajęczą nitkę, a na jej końcu ogromnego pająka. Mimo woli pisnęłam i już chciałam się szarpnąć, gdy przypomniałam sobie, że wiszę w eterze wypełnionym bezkresną mgłą.

- Możesz ciągnąć! – zawołał do góry i kura poczęła nas wciągać swoim nieporadnym dziobem.

Brego zaraz jej pomógł. Mój mądry piesek…

- Teraz nam wierzysz? – spytał pająk.

Nie odezwałam się. Łzy ściekały mi po policzkach ze strachu strumieniami. Serce tłukło się, jakby zaraz miało wyskoczyć z piersi. A ja sama czułam się, jakby zaraz miał mi nadgarstek wyskoczyć ze stawu.

Sam fakt, że znajduję się w czymś ogromnie przestrzennym i nieuchwytnym, że wiszę w nim uczepiona na cienkiej, pajęczej nici, która cudem nie pęka, był dla mnie dość przytłaczający. Nie licząc złowrogiego pokoju i gadających zwierząt.

Gdy wreszcie znalazłam się na twardym gruncie, dopadłam Brego i wtuliłam się w niego mocno, pozwalając ściekać łzom. Pies zaskomlał i polizał mnie po policzku.

Wreszcie spojrzałam mu głęboko w ciemnobrązowe oczy.

- Brego…?

Szczeknął przyjaźnie i zamachał ogonem, jakby chciał powiedzieć: Nie martw się, jestem stuprocentowym psem, który cię ochroni”.

- Kiedyś była to rozległa kraina. – zaczął opowieść pająk.

- Było tu naprawdę pięknie – podjęła kura. – Zamki, gościńce, rozległe, zielone pola, lasy. Cudowne bale, a na nich możni i bogaci. Ale przyszła ta mgła. Ta, którą widziałaś, spadając. Pochłonęła niemal wszystko i zostawiła tylko ten pokój. Nie wiemy, co stało się z resztą ludzi, ale mnie i mojego brata zmieniono w zwierzęta i zamknięto tu na wieki.

- Kto was zmienił? I jak się tu znalazłam?

- Nie wiemy.

Zapadła niezręczna cisza, podczas której każdy zagłębił się w swoje myśli.

Wreszcie zerwałam się z miejsca i krzyknęłam:

- Mam to wszystko gdzieś! Chcę wrócić do domu i napisać kolejne opowiadanie! Chcę zasiąść przed komputerem i słuchając muzyki otworzyć Microsoft Word! A właściwie, czemu nie posłucham mp3-ki? Mam ją przy sobie?

Obszukałam kieszenie i ze zrezygnowaniem stwierdziłam, że nie.

- Zaraz… powiedziałaś „napisać nowe opowiadanie”? – zapytał pająk.

- A bo co? – rzuciłam rozdrażniona, siadając po turecku na ziemi. Założę się, że minę miałam urażoną.

- Nie wolno! – zagderała kura. – Nasz ojciec zakazał przecież pisać powieści.

- A co, wasz ojciec jest prezydentem? – byłam naprawdę wkurzona.

- Jest królem! – uniosła się dumnie kura.

- To czemu nie jesteś ropuchą?! – rzuciłam zirytowana w stronę pająka.

Ten naprawdę się zdziwił. Gdyby miał brwi, założę się, że na pewno uniósł by je wysoko.

- Ropuchą?

- Odchodzimy od tematu! – wcięła się kura. – Czyś ty z nieba spadła?! Jakim prawem cię nigdy nie złapali?

- A co złego jest w pisaniu? To cudowne uczucie, móc nad wszystkim mieć kontrolę. Gdybym mogła napisać, co się z nami stanie, napisałabym, że wróciłam do domu, pozostawiając ten świat waszemu losowi.

- Właśnie to jest złe w pisaniu! – zerwał się pająk. – Nie wolno go powierzać nieodpowiednim osobom, bo we wszechświecie zapanowałby chaos! Założę się, że ta cała mgła to durny wymysł właśnie kogoś takiego z wyższych sfer! U nas tylko król miał prawo napisać opowiadanie, a i tak mógł robić to tylko raz w roku i w bardzo szczególnych przypadkach!

- Och, żartuję przecież! – zirytowałam się. – Uratowałeś mi życie z kurą, miałabym was za to zostawić?!

- Ta kura ma imię, wiesz?!

- Przestańcie! – wrzasnęła. – Może nie jesteś stąd? – zagadnęła do mnie. – Może pochodzisz z innego świata?

- Żarty sobie stroicie, pochodzę z dość znanej planety „Ziemia”!

- Może jesteś z innego wymiaru? – podjął pająk. – Nigdy nie słyszałem o czymś takim jak Microsoft Word. Czy to jakiś kufer?

- Kufer?! – zachłysnęłam się powietrzem.

- Powiedziałaś, że chcesz go otworzyć…

- LUDZIE, CZY WY MI WRESZCIE POZWOLICIE DOJŚĆ DO SŁOWA??? – wydarła się kura.

Ucichliśmy momentalnie.

- Dziękuję. A więc – moja teoria jest taka: przybyłaś z innego wymiaru, który stworzył TEN wymiar. Niestety, coś zaczęło go niszczyć i TAMTEN wymiar przysłał ciebie do TEGO wymiaru, byś go uratowała. Może zacznij od przywrócenia nam normalnej postaci?

Spojrzałam głupio to na kurę, to na pająka i padłam na podłogę ze śmiechu.

- Czy ktoś mi teraz powie, że to nie sen?

Uszczypnęłam się, ale niewiele to pomogło.

- Och, niech te drzwi się otworzą i za nimi będzie schowek! – zaczęłam walić w drzwi po prawej, te bliżej okna. – Potrzebuję ciszy!

W końcu drzwi ustąpiły. Za nimi było bardzo zagracone pomieszczenie i niestety, z pewnością nie był to schowek.

Wycofałam się przerażona na czworakach do Brego. Ten pokój był ogromny i jeszcze bardziej przerażający, niż pierwszy. Zawalony był jakimiś starymi gratami, był zupełnie ponury, jak w jakimś horrorze. Miałam wrażenie, że zaraz wyjdzie z niego jakieś zombie.

- Rany… - szepnęła z fascynacją kura. – Jeszcze nikomu to się nie udało…

- Co? – jęknęłam przerażona, czując, że zaraz rozpłaczę się drugi raz w ciągu półgodziny.

- Jeszcze nikomu nie udało się otworzyć żadnych z tych drzwi! – zawołał pająk. – Rozejrzę się. – i już dreptał bardzo szybko na tych swoich odrażających odnóżach. Był tak mały i ciemny, że nikt by go nie zauważył, gdyby ktoś tam był, nawet zombie.

Uspokoiłam się widząc, że Brego nie warczy, ani nie szczeka. Gdyby tak było, oznaczałoby to jakieś niebezpieczeństwo. Był tylko trochę… nieobecny. Zapewne podobnie jak mnie wiele rzeczy mu tu nie pasowało.

- Czysto. – zawołał pająk.

- Chyba nie dosłownie… - mruknęła kura.

Pierwszy raz od przebudzenia uśmiechnęłam się lekko pod nosem.

Niechętnie wstałam i przeszłam przez próg drugiego pokoju. Na wszelki wypadek podłożyłam kilka pudeł pod drzwi, żeby się nie zatrzasnęły. Dobrze zrobiłam, bo już po chwili drzwi gwałtownie wróciły na dawne miejsce, ale nie domknęły się całkowicie – nie pozwalała im na to gruba tektura zgniecionych pudeł.

W tym pomieszczeniu w ogóle nie było okien, więc poczułam się jak w grobie.

- Ma ktoś świecę? – spytał pająk.

- Albo latarkę? – rzuciłam, przeszukując kieszenie. – Nie mam. Moment! – wyciągnęłam breloczek od plecaka i zapaliłam niewielką żaróweczkę, ściskając przedmiocik.

- Lepsze to, niż nic. – westchnęła kura i zaczęła brykać po pomieszczeniu. – Pfu! Ile kurzu! Kto to wymyślał?!

- Myśleć można, kto to zapisał… - powiedział pająk.

Nagle breloczek wypadł mi z ręki.

- O rany… - jęknęłam i klapnęłam tyłkiem na skrzypiącą podłogę.

- No pięknie, teraz szukaj sobie tego w takich ciemnościach! – warknął pająk, ale kura uciszyła go jednym fuknięciem i doskoczyła do mnie.

- Co się stało? – zapytała łagodnie.

- Ja… nie wiedziałam… naprawdę nie wiedziałam…

- Czego nie wiedziałaś?

- Ja myślałam, że pisać, to po prostu pisać, nie tworzyć… przepraszam…

- Ale nie masz za co przepraszać! Jesteś z innego wymiaru, pewnie tam wolno pisać każdemu…

- Ja poznaję to miejsce! – krzyknęłam rozpaczliwie.

- Jak to poznajesz? – pająk podreptał do mnie. – Chcesz powiedzieć, że TY to napisałaś?!

- NIE! – zerwałam się. – To moje wspomnienie! Mój stary dom! Wyprowadziliśmy się z niego, gdy miałam pięć lat! Za oknami jest mgła, bo nie pamiętam, co było na zewnątrz!

Wyrzuciłam z siebie to wszystko na wydechu. To NAPRAWDĘ był mój stary dom.

- Chcesz powiedzieć… - zaczął – że przeniesiono mnie i siostrę do twojego wspomnienia?

- Nie. – powiedziałam wręcz z chłodnym spokojem. – Chciałam powiedzieć, że wy nie istniejecie. Ten dom też już nie istnieje. To wszystko dzieje się w mojej głowie.

Zdałam sobie sprawę, że muszę się czegoś strasznie bać. Że skoro znalazłam się w małym, opuszczonym przez świat pokoju z dwojgiem drzwi, podświadomość automatycznie podsuwała mi, że za nimi kryje się coś jeszcze bardziej przerażającego, niż to co do tej pory mnie spotkało. Już wiedziałam, jak to rozegrać.

- Istniejecie tylko w mojej głowie. – zwróciłam się do pająka i kury. – Ale to nie znaczy, że was stąd nie wyciągnę. Chodźcie.

Odwróciłam się i bez oporu rozwarłam na całą szerokość drzwi. Kura i pająk postąpili za mną.

Bez wahania podeszłam do drugich drzwi, tych po lewej i przekręcając lekko gałkę otworzyłam je bez trudu. Za nimi ukazała się nieprzenikniona mgła. Wychyliłam się nieco do przodu, uważając, by nie spaść i patrząc w dół ujrzałam ogromny, czarny wir z gwiazdami, przypominający czarną dziurę.

Odwróciłam się do towarzyszy.

- Otworzyłam portal, który zabierze was do domu, gdziekolwiek on jest. Wybaczcie, że musiało was to spotkać. Ale dzięki wam wiele się nauczyłam.

- Na przykład czego? – mruknął pająk.

- Na przykład tego, że nie każdy pająk jest taki obrzydliwy i zły, na jakiego wygląda. – uśmiechnęłam się do niego. – I że nie każda kura jest taka głupia, za jaką ją brałam. – zwróciłam się do kurki. – Ale wiecie…

Przykucnęłam naprzeciw nich i westchnęłam.

- Przede wszystkim nauczyłam się tego, że nie wszystko jest takie, na jakie wygląda. A także tego, że prawdziwych przyjaciół naprawdę poznaje się w biedzie.

- Zobaczymy się jeszcze? – zapytała kura.

- Nie wiem. – pokręciłam głową. – Nie wiem.

Wstałam, odwróciłam się i zawołałam na Brego. Ten przyleciał z wesołym szczekaniem i nie czekając na mnie wskoczył do wiru.

- Poczekaj… - zatrzymał mnie głos pająka.

Odwróciłam się w jego stronę z uśmiechem.

- Przywrócisz nam ludzką postać? – zapytali chórem.

Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej.

- A pamiętacie swój wygląd?

Spojrzeli na siebie z głupią miną, a potem na mnie z dość inteligentną. Jeśli można mówić o wyrazach twarzy, gdy chodzi o prawie-zwierzęta.

- Tak.

Pstryknęłam palcami i na miejscu kury pojawiła się mojego wzrostu rudowłosa dziewczyna o miłym obliczu, a na miejscu pająka nieco wyższy od niej chłopak z ciemnymi włosami, o równie bladej cerze, co dziewczyna. Oboje, jak to na księżniczkę i księcia przystało, mieli arystokratycznie rysy twarzy.

- Jesteście do siebie podobni. – powiedziałam z uśmiechem.

- Jak to brat z siostrą. – uśmiechnął się chłopak i objęli się za ramiona.

Pokiwałam głową z uciechą i trzeci raz odwróciłam się w stronę wiru.

- A twoje imię? – zapytała mnie była kura, ale zdążyłam już wyskoczyć.

Obudziłam się z wrzaskiem na podłodze w pokoju babci. Była wigilia i cała rodzina się nade mną pochylała.

- O cholera. – wymsknęło mi się. – Co ja to miałam zrobić? Zaśpiewać kolędę…?

________________

~Napisane 14 września 2008 r.

5 komentarzy:

  1. Ale fajne :)
    Świetne opisy i pomysł naprawdę ciekawy :)
    Spodobało mi się. Masz u mnie 6+ z polaka :)
    A.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki wielkie! :) Rzeczywiście, pomysł dobry, bo miałam wtedy niesamowitą wenę - jak zaczęłam rano, to skończyłam wieczorem ^^
    Przydałaby się jeszcze tylko 5 z polaka na świadectwie... Jutro oddaję ostatnią pracę, która może mnie podciągnąć i jak mi za nią nie da 5, to nie wiem, co jej zrobię... (znaczy się nauczycielce xD)

    OdpowiedzUsuń
  3. ~~ev / Kreatywna27 czerwca 2010 15:16

    za pierwszy akapit - SZACUN. a reszta na 6^^

    OdpowiedzUsuń
  4. ~~ev / Kreatywna27 czerwca 2010 15:18

    A, czy masz pozwolenie na publikacje od Hermesa? w końcu to był prezent. ja bym strzeliła focha^.^

    OdpowiedzUsuń
  5. Zdecydowanie pierwszy akapit jest niesamowity. Cały pomysł jest super, tylko trochę krótko to wyszło. Czekam na kolejne. ;)

    OdpowiedzUsuń